Moja droga Julio!
Wiem, wiem! Długo nie pisałem do Ciebie normalnego listu. Bo te kilka maili, które wymieniliśmy, to jednak nie to samo. Koperta, adres, znaczek i ten moment otwierania. Może czytanie od razu, może pozostawienie sobie na stosowną chwilę – np. popołudniową – z kawą czy ulubioną herbatą.
Tutaj, jak i u Ciebie ten sam czas. Przełom roku 2014 na 2015. A przed nim święta Bożego Narodzenia i te wszystkie radości z nimi związane. Ja, niestety, z tym swoim czarnowidzeniem raczej nie na wesoło ani w Święta, ani w tzw. Sylwestra, którego mogłem obchodzić w Filharmonii Gorzowskiej. Ale nie. Wolałem przesiedzieć w domu – to znaczy wieczór. Bo popołudnie, jak zawsze w Łośnie. Pojechałem rowerem, zapaliłem niewielkie ognisko, podziękowałem Najwyższemu za dar życia…
Później już w domu czekanie na tę dwudziestą czwartą godzinę ostatniego dnia roku.
Fajerwerki za szybami okien nad Miasteczkiem G., lampka szampana… Charles Bukowski w swoim wierszu o tym wieczorze, nocy tak m. in. pisał:
…wystrzeliły petardy i zatrąbiły klaksony
niebo zagrzmiało.
witanie Nowego Roku zawsze mnie przeraża…
Mnie, Miła, także. I raczej smutne mi się myślą sprawy dni powszednich. Jeśli znajdziesz chwilkę, zajrzyj proszę do moich „wyimków” na stronie FG.
Jakże nie myśleć o tym wszystkim, co złego dzieje się na świecie, wokół nas.
O lekceważeniu, którego dostępujemy każdego dnia, chorobach pośród ludzi, naszych. O tym, że w większości ludzie sobie wilkami, że w dążeniu do dominacji pozostawiają za sobą moralność, przyzwoitość.
Tutaj, w Miasteczku G. od niedawna nowa władza tegoż. I już wiem, że nie popisuje się zdroworozsądkowym myśleniem – może nie sama władza, notable, ale ci, którzy ją na piedestał wynieśli. Oszczędzę Ci szczegółów. Ale może tylko ten najważniejszy, który skupia uwagę – czy Filharmonia Gorzowska z jej orkiestrą ma istnieć, czy ma być zlikwidowana. I, wiesz, najczęściej wypowiadają się na ten temat - owszem, za likwidacją – osoby, których nigdy nie widziałem na koncercie, a które kontestują wszystko co wokół i w tej instytucji się dzieje. Jak już nie mają merytorycznych argumentów, to wyszukują zastępcze – a to np. że z parkingu na samochody trzeba sto metrów przejść do wejścia, a przejście jest niezadaszone.
A czy np. w Filharmonii Narodowej jest parking tuż przy scenie albo w Poznaniu - chociażby przy kasach biletowych? Nie rozumiem! Stoją sobie autka pod zadaszeniem, są pilnowane i ba – nie trzeba za parking płacić. Co jeszcze trzeba?
A sama filharmonia usytuowana jest z osiemset metrów od ścisłego centrum miasta.
Jest w pobliżu przystanek tramwajowy, autobusowy. Dużo bliżej niż np. przystanek metra, z którego maszerowałem w Warszawie do „narodowej” – dojeżdżałem z Mokotowa…
Ale może już dosyć smutków. Trochę o Muzyce, która w tym tygodniu.
Najsampierw, w piątek, kolejna gala operowa zatytułowana „W blasku bel canto”.
Owszem, wybieram się. Chociażby dla posłuchania kontratenora Jakuba Monowida, o którym można wiele dobrego wyczytać w internetowych recenzjach, także posłuchać na kanale YouTube.
Ale czekam na niedzielny (18 stycznia) wieczór w Sali Kameralnej. Otóż tam koncert Kwintetu dętego „Distance”.
Pomysłodawcą powstania Kwintetu jest oboista orkiestry Filharmonii Gorzowskiej
Eike Schaefer. Dołączyli do niego: klarnecista, też instrumentalista w FG
Waldemar Żarów, flecista, grający aktualnie w orkiestrze Filharmonii Narodowej (po Akademii Łódzkiej)
Seweryn Zapłatyński, waltornista zatrudniony w Filharmonii Poznańskiej
Piotr Kowalski i fagocista
Piotr Kamiński, który często pracuje na tzw. doangażach w Sinfonii Varsovia. Obaj kończyli Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
Zespół powstał na potrzeby konkursu kwintetów dętych w Marsylii, na który to konkurs panowie się wybierają. Ale zapewne nie tylko po to.
Bardzo ciekawy – zapewne konkursowy, więc trudny repertuar. Na początek Serenada nr 11 Es-dur KV 375 Wolfganga Amadeusza Mozarta. Wersja pierwsza tego utworu (1781) opiewała na skład dwóch klarnetów, dwa rogi i dwa fagoty. Po roku Mozart zdecydował o powiększeniu składu o dwa oboje. W naszej kameralnej zabrzmią pojedyncze instrumenty, co nie znaczy, że będzie to mniej wartościowe!
Po Muzyce Mozarta – kompozycja Samuela Barbera z roku 1956 – „Summer musik” op. 31. A więc skok przez 174 lata. Słuchałem tego utworu w czasie próby. Nastrojowy, w pełni oddający wrażenia upalnego popołudnia, kiedy słońce rozleniwia, brzęczą owady…
Nieco podobny, ale bardziej rozwichrzony jest Kwintet na instrumenty dęte op. 52. z roku 1925 niemieckiego kompozytora, dyrygenta Theodora Antona Blumera (1881-1964). Blumer był kompozytorem i dyrygentem niemieckim działającym w większości w Dreźnie i Lipsku. Pod koniec życia przeniósł się do Berlina. Kwintet nosi tytuł „Wiatr” i składa się z czterech części, których nazwy charakteryzują zarówno ich tempo, a także podpowiadają sposób wykonania: świeżo i ogniście, cicho i kameralnie/romantycznie, lekko płynąc i na koniec – z zapałem, werwą.
I na koniec kompozycja „Danses (Profanes et sacrees)”. Jej autorem jest Henri Tomasi (1901-1971), a napisał ją w 1963 roku. Składa się z pięciu części. „Muzyka pochodzi z serca” – tak powiedział Tomasi – na pewno miał rację. To słychać w czterech tańcach na pięć instrumentów. Z serca, duszy, talentu, wyczucia formy. Kolejne części mają tytuły: Dziki taniec, Taniec profana, Taniec sakralny, Taniec godowy (dla nowożeńców) i ostania część to Wojownicy tańca. Jeśli zechcesz posłuchać to jest całkiem przyzwoite wykonanie, świetnie oddające charakter tego utworu – tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=7j7cEsdCs4Q
Cóż jeszcze, Miła? W lutym pójdę jeszcze na koncert z Jose Torresem. Ale najbardziej czekam na piątkowy wieczór, 30 stycznia – bo wtedy: Henryka Czyża Canzona di barocco i dwa utwory Ludwiga van Beethovena – Koncert fortepianowy, piąty (zresztą, ostatni jaki LvB napisał) Es-dur op. 73 i jego VII Symfonia A-dur op.92.
Ale o tym wieczorze napiszę Ci następnym razem. A jestem niezwykle ciekaw wykonania tych kompozycji, bo będą grane po raz drugi w naszej Filharmonii – tym razem pod batutą Pani
Moniki Wolińskiej, a przy fortepianie zasiądzie
Fabio Bidini.
Pozdrowienie i życzenie – oby Ci się wiodło według marzeń!
Marek
Pisałem w poniedziałkowe, deszczowe popołudnie 12 stycznia 2015
12 stycznia 2015 22:22, Marek Z. Piechocki