Ponad dwie godziny straciłam - chyba nie tylko ja - na prezentacji nowej marki Gorzowa. Nie będę pisać - na odświeżeniu - bo to pic na wodę fotomontaż. Późne wtorkowe popołudnie zaliczam do straconych i dodam, że nie usłyszałam ani jednego głosu "za" – oczywiście poza głosem autora - w sprawie wprowadzenia hasła "w sam raz".
22 listopada na 17.00 w budynku starej łaźni stawiło się około 300 osób. W każdym bądź razie tyle było krzesełek. A zajęli je głównie pracownicy zatrudnieni lub opłacani przez Urząd Miasta, czyli Prezydenta. Przed nimi odpowiednio podświetlany ekran, szare kanapy, stoliki i czerwony wybieg w kształcie litery T, a nad nimi imponująco podświetlany sufit. Jeśli ktoś był wiosną na wystąpieniu Prezydenta w Filharmonii Gorzowskiej, zauważył zmianę. Nie było już takich fajerwerków, bo przecież, Gorzów mamy "w sam raz". I ten tekst pojawiał się w czasie spotkania wielokrotnie. Niestety, ani pomysłodawca tej rewolucji - jak przyznał w obecności innych mediów sam
Jacek Wójcicki - ani szczęśliwy wykonawca, czyli Agencja Reklamowa 360 Stopni Grupa Eskadra z Krakowa, nie mieli raczej powodów do radości.
Afera ze zmianą marki Gorzów przystań na „W sam raz” rozpętała się ponad miesiąc temu, gdy na parkiecie hali sportowej przy ul. Chopina oraz na koszulkach koszykarek pojawiło się nowe logo i nowe hasło. Po medialnym szumie otrzymaliśmy z biura prasowego informację, że to taka celowa niespodzianka. I do wtorku to przekonanie nosił w sobie jej autor, czyli Prezydent Gorzowa. Jak podejrzewam, choć prezentacja nie spotkała się z przychylnym przyjęciem, Jacek Wójcicki nadal nosi w sobie to przekonanie. Dał temu wyraz w odpowiedzi na moje pytania: Po co to wszystko? Po co psucie rzeczy nieskończonej? Po co wyrzucanie pieniędzy? – Pani chyba nie słuchała - rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Owszem, słuchałam i to bardzo uważnie. Słuchałam całą godzinę oczywistych oczywistości, mnóstwa słów szefa Eskadry
Mateusza Zmyślonego, historii jego sukcesów i nadzwyczajnych korzyści z wprowadzenia nowej marki. Żeby była jasność, o samej gorzowskiej zmianie prezenter mówił najmniej i najkrócej, bo skupił się na reklamie działań w Krakowie, na Śląsku i Dolnym Śląsku. Nie muszę tłumaczyć, że pokazywanie tych osiągnięć w kontekście miasteczka Gorzów było, jeśli nie robieniem z nas głupszych niż jesteśmy, to przynajmniej niestosownością. Nie wszystko można łatwo sprzedać Szanowny Panie Zmyślony. Nie wszystko można wrzucać do jednego wora, a bajki to opowiada się małym dzieciom, a nie ludziom, którzy mieszkają w coraz bardziej upadłym miasteczku, w coraz mniej liczącym się ośrodku władzy wojewódzkiej, w coraz mniej licznej drugiej stolicy lubuskiego i rozumieją to miejsce, jak mało kto z zewnątrz.
Słuchałam więc z zadziwieniem, że ktoś robi ze mnie naiwniaka, świecąc mi w oczy kolorowymi światłami i pokazując ładne obrazki zrobione przez specjalistę od grafiki.
Odczucia większości, ba! każdego, z kim rozmawiałam, były takie same. Ludzie ze złości rzucali niewybredne komentarze, a jedna z sympatycznych gorzowianek, która mnie zaczepiła, powiedziała wręcz: - Ten nasz prezydent, to może się na męża nadaje, ale na prezydenta? Przecież on nie rozumie, co robi. Jak jest taki układny, jak chce ze wszystkimi się dogadać, to i może dla żony będzie dobry, ale na to stanowisko? Nie. – ciągnęła.
- Kto to wymyślił? – pytał inny mieszkaniec naszego miasta.
– To, co tu zobaczyliśmy, to najdroższe „kopiuj-wklej” jakie widziałem – dodał inny, podkreślając, że przedstawiona strategia nie ma w sobie nic odkrywczego ani nowego. To wszystko było już nam prezentowane sześć lat temu przy wprowadzaniu marki przystań.
- Bogusiowi – za to, że daje się wmanipulować w takie akcje - zabrałbym te 150 tys. złotych z dotacji i kazał organizować koncerty. Tak nie można – dodał jeszcze inny, odnosząc się do udziału
Bogusława Dziekańskiego w panelu eksperckim.
– Każdy, kto tam zasiadł, jest jakoś opłacany przez prezydenta – dało się słyszeć z sali.
I trudno odmówić racji temu złośliwemu jednak twierdzeniu. Złośliwość ta ma jednak swoje uzasadnienie, bo i ludzie swój rozum mają i mają też dość NIEGOSPODARNOŚCI. A to, co robi Jacek Wójcicki jest NIEGOSPODARNOŚCIĄ I WYRZUCANIEM PIENIĘDZY Z KASY MIASTA, a więc z naszych podatków również. To młodzieńcza arogancja granicząca z butą i pewnością, że jeśli kupi się ludowi kolorową zabawkę, to ten lud będzie darującego kochał nad życie. Nieważne, że są inne sprawy, że 150 tys. na rebranding marki to działanie, którym powinny zająć się jakieś służby kontrolne.
Nieważne, że to samowola, bo projektu nie przegłosowali radni. Nikt chyba nie ma nadziei, że zagłosują przeciwko, bo w końcu ten, który może nadaje się na męża, poukładał się z większością i pewnie zaciera ręce, że nikt mu bruździł nie będzie. Ja proponuję wizytę na sesji rady w najbliższy wtorek i sprawdzenie, kto będzie dla prezydenta „W sam raz”. Nie wyobrażam sobie, jakby - nasz prezydent, który nie znosi sprzeciwu – zareagował, gdyby jednak radnych nagle oświeciło i zrozumieli, że nie tędy droga. Niestety, nie zrozumieją, lecąc jak ćmy do światła. Wkrótce ulegną samospaleniu, bo niezadowolenie społeczne z obecnej rady – a właściwie ze znacznej jej części – sięga zenitu.
Czy oni czytają takie opinie, jak choćby ta
Pawła Iwanowskiego: „Jaki Wójt taka wieś, od jakiegoś czasu to powtarzam. Marka to przede wszystkim konsekwentność w działaniu i stałość, marka ma się wryć ludziom w głowy, ma być zapamiętana, ma się opatrzyć. Nie bez powodu największe marki na świecie przez dziesięciolecia nie zmieniają swojego logo i wizerunku. Gorzów Przystań jeszcze się nie opatrzył, w kraju średnio rozpoznawalny, kolorystyką bardziej nawiązuje do Warszawy czy Łodzi, a już się komuś w okrężnicy lampka zapaliła, aby wydać kasę, bo mu się logo znudziło. Co z tego, że miasto dostanie nową "okładkę", jak w środku te same problemy? Brak jakiegokolwiek planu na następne 10-20 lat. Co ja mówię, tu trudno o plan do końca kadencji. I nie mówię tu o planach budowy nowych deptaków, a raczej o czymś co da miejsca pracy mieszkańcom, o czymś co spowoduje, że nasza młodzież wróci do Gorzowa po studiach, które ukończy w Poznaniu, Wrocławiu itp. Sorry, ale do czego mają teraz wrócić? Do nowego logo czy hasła? Niech miasto zadba o atrakcyjne warunki dla rozwoju średnich i małych przedsiębiorstw; niech zadba o węzły komunikacyjne (rzeczny i kolejowy); niech zadba o edukację zawodową w kierunkach na które jest popyt, niech to będą kierunki innowacyjne jak robotyka, automatyka (na kapkę wyższym poziomie niż szkoła średnia) wówczas ludzie, biznesy i kasa sama przyjdzie do miasta... a nie biedne logo”.
A tu głos
Tomka Malewicza, który od lat boryka się z prowadzeniem alternatywnego klubu, ale ze strony miasta nie otrzymuje przyrzeczonej pomocy. Tomek pisze: „Z całym szacunkiem, fatalnie. Niezależnie od strategii, która idzie za tym hasłem, W sam raz jest apoteozą miernoty i średniactwa, a prognozy niestety są mało budujące. Nie będzie twórczo i ambitnie. 95 proc. kreatywnych i ambitnych ludzi opuści to miasto przed ukończeniem 20 roku życia. Obserwuję ten proces od pięciu lat i każdy taki przypadek jest dla mnie bolesny personalnie. Twórcza i ambitna działalność w tym mieście nie znajduje już odbiorców. Koncert Dody w amfiteatrze i Spiderman 3 w "kinie" Helios to repertuar w sam raz dla publiczności. Szczytem "twórczo i ambitnie" jest koncert Heja w Emceku trafiający do niewielkiej grupy 30+latków z uporem Syzyfa zarzynających się w szczątkowych w tym mieście korpo, żeby osiągnąć sen klasy średniej, spłacając kredyt we frankach. Nie czarujmy się. Stal King i Stilon Pany, a ostatni gasi światło.”
I takich opinii jest więcej, mniej lub bardziej dotykających problemu wyrzucania pieniędzy w błoto. O tym, jaki nastrój musi panować w Urzędzie Miasta, świadczy z pewnością wpis na Facebooku – jak zastrzegła prywatny -
Eweliny Chruścińskiej-Jackowiak, która napisała: „Po co dążyć do tego, aby żyło nam się w sam raz? Lepiej żyć w bagnie i oszukiwać się, że pływa się w szampanie. Dziękuję mojemu zespołowi. Jesteście najlepsi! Nie poddajemy się!”
Ewelina Chruścińska-Jackowiak oczywiście ma prawo uważać, że Gorzów. W sam raz to recepta dla miasta, ale powinna przynajmniej nie stawiać przeciwko sobie gorzowian. W moim odczuciu przekroczyła pewne granice, których – jako pracownicy Urzędu Miasta – nie wolno było jej przekroczyć. Są pewne normy, o których nawet prywatnie nie powinno się zapominać. Ale jeśli takie wpisy znajdują poparcie nawet u wiceprezydenta? No cóż, Paweł Iwanowski coś o tym napisał.
Muszę jeszcze odnieść się do samej formy prezentacji nowej marki, która powinna przebiegać inaczej. Niestety, została dokładnie przemyślana i w obawie przed sprzeciwem obecnych, obliczona na zmęczenie materiału, czyli wyprowadzenie ludzi z łaźni przed zakończeniem tzw. programu. Ja wytrwałam ponad godzinne gadanie o niczym szefa Eskadry, który nie potrafi czuwać nad poprawnością językową i z uporem maniaka powtarza „w dwutysięcznym piętnastym”, wytrwałam tendencyjny panel ekspercki, w którym udział wybrańców zniesmaczył wielu, wytrwałam też ostateczne przegięcie, czyli nagrywanie Fabrycznej 19, a więc rozmowę
Romka Błaszczaka z Eskadrowcem. Drętwa to była rozmowa, sztuczna i sam redaktor czuć się musiał podle, bo zabrakło mu siły, by z właściwą sobie energią wykrzyczeć „no brawo!”
Po dwóch godzinach, kiedy większość ludzi opuściła miejsce prezentacji, nieliczni z pozostałej garstki próbowali coś powiedzieć. Wytrzymałam do momentu, gdy radny
Jerzy Wierchowicz – z charakteryzującym go spokojem – powiedział: - Ta marka mogłaby być marką każdego innego miasteczka. W żadnym stopniu nie wyróżnia Gorzowa i z nim się nie identyfikuje.
Niestety, ani do prezydenta, ani do autora owego hasła ten argument nie przemówił. Jak widać po trwającej dyskusji, modelarze miasta idą w zaparte i będą wydawać naszą kasę na swoje widzimisię. I nie dość, że wydali 150 tys. na bubel, że kolejne kilkadziesiąt na samą wtorkową imprezę, to jeszcze wyprodukowali – nie wiadomo za jakie pieniądze (czas poświęcony na pozowanie to również pieniądze) – śmieszny filmik, z którego są dumni, bo – jak twierdzą, „trzeba mieć do swojej pracy dystans”. Oto słynna produkcja:
https://www.youtube.com/watch?v=J2oReoQQiSg&feature=youtu.be
A gdyby tak szanowni urzędnicy najpierw pomyśleli o stworzeniu dystansu do wywalania miejskiej kasy, gdyby tak nauczyli się gospodarności, gdyby tak wyłożyli jakąś prywatną złotówkę w poprawę wizerunku Gorzowa? Gdyby tak, np. zamiast trwonić pieniądze na bubel, przeznaczyli go na odnowienie ogrodzenia przy naszym Teatrze im. J. Osterwy? Na to pieniędzy nie było? Przypomnę, że na to radni się nie zgodzili, a jak pamiętam, nie szło tam ani o 150, ani o 100, ani nawet o 50 tysięcy polskich złotych. Niestety, nie znaleźli ich. Nie zgodzili się na dołożenie do remontu miejsca ważnego dla nas wszystkich, miejsca, obok którego płynie codziennie potężny strumień samochodów i które wpisuje się - bądź co bądź - w ideę miasta stawiającego na edukację. Gdyby tak pomyśleli, to dopiero byłoby działanie w sam raz dla jego dobra. Zrobiliby cokolwiek pożytecznego, ale jak widać, hasło sobie, a życie sobie. I nie łudźmy się, że W sam raz cokolwiek załatwi tu, gdzie stawiamy na naukę, a uczniowie pobierają ją w szkołach o profilu zawodowym czy artystycznym w warunkach urągających wszelkim normom. O przyszłości CKZ mówi się jedynie w trybie bliżej nieokreślonym.
Osobną sprawą jest kwestia odpowiedniości nazwy miasta Gorzów Wielkopolski do nowego hasła, ale na tych sprawach nasz Prezydent przecież zna się najlepiej. Najważniejsze, że zmienił to, co w poprzednim wydaniu pisało się małą literą, a teraz już nie. Pisanie W sam raz w środku zadania nikogo razić nie będzie, a fonetyczny łamaniec: Gorzów. W sam raz (gorzuffsamras) to oczywiście na zasadzie językowej zabawy dla cudzoziemców. Póki co, bawimy się w pokazywanie eskadrowego hasła na obrazkach rodem ze spożywczaka. No, ale jeśli ktoś nam sprzedaje miasto, to hasło jest rzeczywiście w sam raz. I tak należy je identyfikować.
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca