Wszystko, co by w życiu nie robić, znajdzie swoich zwolenników, przeciwników lub co najmniej malkontentów. Tak też jest z działalnością charytatywną, również tu, u nas, w Gorzowie. Ostatniej styczniowej sobotniej nocy odbył się VII Bal Żużlowca.
Zaproszenia wykupiło około 200 osób. Sylwester Głodowski przygotował im ucztę, na której królowało swojskie jadło i tradycyjna polska kuchnia z gołąbkami, schabowym, piersią kurczaka czy własnej roboty wyrobami wędliniarskimi, ale też smakosze raczyli się sushi i wykwintnymi sałatkami. Jednym słowem jadła i napoju nikomu nie brakowało.
– Nie ma takiej opcji. Przygotowywaliśmy to wszystko przez dwa dni – powiedział szef kuchni Komoda Adam Land tuż przed rozpoczęciem balu. I rzeczywiście. Niczego nie zabrakło, a ludzie bawili się do późnych godzin nocnych, bo kiedy przekraczałam próg swojego domu, była 3.30, a na sali została większość gości. To znak, że bawili się świetnie. Bo to w końcu najważniejszy w roku gorzowski bal, który Władysław Komarnicki organizuje od siedmiu lat.
Ten miał być najtrudniejszy, bo przecież jest kryzys. I nawet w pewnym momencie zaczynaliśmy wierzyć, że tak będzie, bo przecież rakieta Karoliny Woźniackiej nie poszła tak, jak prezes marzył i nie osiągnęła 10 tys. zł, ale – kiedy wylicytowano słynny motocykl za 40 tys. Władysław Komarnicki przyznał, że spodziewał się tego, bo w takim celu odbywał swoje dwumiesięczne „kolędowanie” po kolegach od biznesu.
– Nie mogłem przecież wszystkiego zdradzić przed balem – powiedział szczęśliwy po licytacji. Do sukcesu, którym będą kolejne pieniądze na cele Hospicjum im. Św. Kamila w Gorzowie, przyczyniło się – założone wcześniej – konsorcjum firm budowlanych.
Ale pierwszy szok przeżyli wszyscy, gdy zaczęła się licytacja nalewek wicewojewody Jana Świrepo. Ich cena osiągnęła niewyobrażalną wielkość – 17 tys. zł. Od dzisiejszej nocy 32 różne w smaku nalewki są własnością biznesmena Mariusza Szczęsnego z Przytocznej, któremu żona Beata zafundowała taki prezent.
Wszystko na VII Balu Żużlowca miało swój ścisły scenariusz. Na początku zostali wywołani ci, którzy – żeby do balu doszło – wyłożyli konkretną kasę. Na 111,5 tys. zł złożyli się: Sylwester Głodowski z Komody (catering za 25 tys. zł), SE Bordnetze, NoVa Park, ICT Poland, PGE Elektrociepłownia Gorzów, Agro-Biznes, KSSSE, Kontrast sp. z o.o. i stały darczyńca, który od lat zachowuje anonimowość.
Potem była pierwsza licytacja, koncert gwiazdy wieczoru grupy Zakopower, tańce i kolejne licytacje. Od początku bal obfitował w niespodzianki. Zanim pojawili się goście, jeszcze przy pustych stołach Władysław Komarnicki z małżonką odtańczył pierwszy taniec wieczoru. Potem witał zaproszonych, szczególnie serdecznie tych, którzy przyjechali z Polski. Wśród nich był minister w rządzie Aleksandra Kwaśniewskiego i jego doradca Robert Smoleń. Przywiózł list od byłego prezydenta i jego książkę – która poszła za 1,5 tys. zł. Z Poznania przyjechał prezes zarządu Energo-Utech Krzysztof Kwiatkowski, który za srebrną monetę z wizerunkiem Stefana Batorego, wybitą z okazji 750-lecia miasta zapłacił 3 tys. zł. Z kolei Tomasz Gollob przywiózł swój plastron, który po licytacji sam kupił za 5,5 tys. zł, a wicemarszałek Maciej Szykuła oddał – za 8 tys. zł – pochodzące z lat 50. zdjęcie trzech żużlowców i lubuskie wina od marszałka województwa. Gościem honorowym była Nina Nowak, która w piątek wieczorem wystąpiła w Filharmonii Gorzowskiej.
Wśród licytujących równego sobie nie miał szef Drawexu Krzysztof Borkowski, który m.in. za 11 tys. zł kupił brązowy medal Stali Gorzów. Przyznał, że kiedy idzie na Bal Żużlowca, to specjalnie się do niego przygotowuje.
– Zawsze mam 20-25 tys. zł i uważam, że to jest dobra kwota. A pomagam, bo to mi daje radość, a mojej pracy sens – powiedział jeszcze przed balem.
Dzięki ludziom takim jak on, na VII Balu Żuzlowca zebrano ćwieć miliona złotych, a w czasie siedmiu edycji - ponad milion.
Noc z 26 na 27 stycznia zapisała się na kartach gorzowskiej historii. I co by nie mówili przeciwnicy albo malkontenci, zapisała się chwalebnie. To szczególne, że są ludzie, którzy potrafią bawić się dla dobra innych. W moim przekonaniu nie ma nic złego w dobroczynności, choć rzeczywiście może się wydawać, że ona zbyt często wyręcza obowiązek państwa. Kiedy myślę o Balu Żużlowca, myślę o tych, dla których o ten bal walczyła siostra Michaela Rak, kiedy jeszcze prowadziła gorzowskie hospicjum. Za każdym razem powtarzała, że ci, którzy w hospicjum żegnają się z życiem, dzięki ludziom o hojnych sercach, robią to godnie. I dobrze, że to wydarzenie stało się częścią naszej tradycji. Dlatego powiem to, co powinniśmy powtarzać wszyscy: Niech żyje bal! Bo – jak śpiewa Maryla Rodowicz, przecież „życie to bal jest nad bale”.
Tekst i foto Hanna Kaup
Fotorelacja:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal_2,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal_3,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal_4,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal_5,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2013-01-27_niech_zyje_bal_6,
« | kwiecień 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 |
8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 |